środa, 4 grudnia 2019

Pragniemy Naszego Nazaretu na ziemi (O rodzinie) - Siostra Medarda (Zofia Wyskiel)

PRAGNIEMY NASZEGO NAZARETU

NA ZIEMI

O RODZINIE

JEZUS: Pragnę mieszkać w sercach rodzin,

domach rodzin i błogosławić im.

Siostra Medarda (Zofia Wyskiel) 1893-1973

Poznań, 1943 r.

Orędzia Jezusa Chrystusa i św. Józefa

17 marca 1943

/Mówi św. Józef/

Chcę ci wytłumaczyć, co znaczą słowa: „Postanowił mnie panem domu Swego i książęciem wszystkiej posiadłości Swojej…” [Ps 105,21].

„Panem domu Swego” – to nie są posiadłości ziemskie, lecz dał mi Bóg opiekę nad duszami, bo każda dusza – to dom Boży. W tych domach mam specjalne królowanie. Szczególnie mam pod opieką domy dusz rodzin. /Rodziny, to jest dwoje zaślubionych – powinny „dom serc ich” – oddawać pod szczególną opiekę św. Józefowi. On jakoby te domy buduje/.

Pierwszym fundamentem tego domu rodzinnego powinna być pokora. Jeżeli rodziny chcą, by w nich przebywało stale szczęście, muszą w darze – jakby ślubnym – złożyć dar swej maleńkości. Muszą uznać, że nie mogą nic uczynić bez łaski Bożej. Pokora ta ma polegać na tym, że jedno i drugie będąc małe, przez maleńkość swoją, we wszystkim nawzajem ustępować będzie dla zgody. Tak, mają się zawsze uniżać, jak dzieci, a im więcej będą się uniżać – tym silniejszy Bóg w nich zakładać będzie fundament ich pożycia.

/Teraz Jezus mówi przez usta św. Józefa/

Jeżeli będą małymi i będą ustępliwi, jedno dla drugiego, w takim domu Ja będę panował jako Pan, będę królował w ich sercach przez miłość. Bo gdzie znajdę maleńkość, i pokorę, wtedy tam zakładam ognisko Swoje, Swojej Miłości, rozszerzam królestwo Swoje i łączę te rodziny węzłem tak ścisłej miłości, że stają się nierozerwalnymi. Miłość, jak ogniwo łączy ich. Im więcej są małymi, tym większa potęga miłości dana im będzie.

Bo zwykle – jeżeli dom się buduje – nie buduje się w powietrzu, lecz na ziemi, to znaczy na nizinie. Niskość w swoim mniemaniu, niskość w swoich czynach, niskość złączona z miłością – jest to pierwsza i najważniejsza podstawa ich szczęścia na ziemi i szczęścia dla tych, których oni będą wydawać.

Przez pokorę i miłość, udzielam zwykle wielkich świateł we wszystkich zawodach każdemu, lecz szczególnie najwięcej potrzebne światło daję rodzinom. Miłość i pokora – to jest kwiat. Łodyga jest pokorą, a kwiat, to miłość. Tak, jak bez łodygi nie mógłby się kwiat rozwinąć, tak bez pokory nie może się rozwinąć miłość.

Kwiat jest złączony z łodygą. Tak samo ojciec i matka, aby byli szczęśliwi i dawać mogli szczęście drugim, muszą być całym kwiatem, który nie może się rozłączyć.

Łodygą, korzeniem – jest zwykle ojciec domu – a więc podstawą rodziny. On jest tym fundamentem wkorzenionym…

Kwiat, aby był silny musi być dobrze wkorzeniony w glebę. Gdy ten kwiat jest silnie wkorzeniony w ziemię, staje się mocnym na wszelkie podmuchy, wiatry, deszcze – nie da się złamać. Tak samo ojciec rodziny, musi się starać o to, ażeby przez swoją pokorę stał się silnym. Bo kto się uniży – staje się potężnym. Często przez jedno poddanie się, przez jedno ustępstwo, człowiek staje się tak silnym wobec drugiego…

Niech nikt nie myśli, że to jest płaszczenie się. Przeciwnie, jest to okazywanie swojej wielkiej mocy i siły ducha, że możemy zapanować nad sobą i okazać, że właśnie, gdy się ktoś na przykład zgodzi ze zdaniem drugiego, gdy ustępuje, niezależnie od tego czy ma słuszność czy nie – wtedy właśnie staje się wyższym.

Na tej maleńkości, oparta jest siła ojca rządzącego swoją rodziną. I tu odgrywa rolę miłość, bo miłość gotowa jest na ustępstwa. Widząc takiego ojca rodziny, daję mu – jak już powiedziałem – światło w rządzeniu, światło w jego zawodowej pracy, światło w wychowaniu swych dzieci. Wtedy sprawdzają się słowa, które dałem Memu opiekunowi św. Józefowi: „Postanowiłem go panem domu swego i książęciem wszelkiej posiadłości swojej”. Panem domu – to głowa rodziny, a posiadłość jego – to ten kwiat – żona jego i potomstwo.

Przez pokorę męża i udzielające światła, niech się rozprzestrzenia jego serce w miłości i wielkim poświęceniu się dla swej rodziny. Oddaje on wszystko: zdrowie, życie swoje, pracę swoją, aby tylko uszczęśliwić swoją rodzinę… W poświęceniu jego, nieraz nie ma granic. Każde jego myśli, każdy jego ruch, każdy jego czyn, choćby z najcięższym trudem wykonany – jest to wielka miłość, a w miłości radość, że będąc szczęśliwym, sam może uszczęśliwiać swoich ukochanych.

Małżeństwo, to nie dwie osoby, tylko jeden kwiat, w którym łodyga z kwiatem jest nieodłączna. Łodyga – jak powiedziałem – to ojciec rodziny, a kwiatem złączonym razem z łodygą – to matka.

Co to jest kwiat, każdy wie… Chociażby najmniejszy jaki kwiat, ma zawsze swój czar i urok. Takim kwiatem, takim czarem domu, jest to serce, które kocha i nigdy nie rozrywa się z łodygą – tym kwiatem, jest matka.

Kwiat, choćby najpiękniejszy, a bez woni – nie wiele daje przyjemności. Przeciwnie zaś: może być kwiat brzydki, a o miłym zapachu – cały dom napełni urokiem swej woni… Tak samo i ta matka i żona. Choćby posiadała wszystkie zalety zewnętrzne, jeżeli nie posiada miłości, nie będzie nigdy kwiatem, który roztacza dokoła miłą woń.

Miłość dwojga serc zrodzona na nizinie, to jest na maleńkości, pokorze, złączona razem tak, jak ten całkowity kwiat: Łodyga z kwiatem – staje się w domu czymś tak pięknym i uroczym, że złączenie dwóch takich istot, które się dawniej nigdy nie znały, a związane sakramentem małżeńskim i jego nierozerwalnością, pobłogosławione przez Kościół św., wydaje miłą woń, nie tylko we własnym otoczeniu, w własnej rodzinie, ale udzielają pięknego zapachu dla wszystkich, którzy jakąkolwiek styczność mają z tą rodziną. Choćby w ich domu były najcięższe chwile: czy prace, czy niedostatek lub wszelkie zmagania się o kawałek codziennego chleba – dopóki oparte będą na pokorze i miłości – serca takie, nie załamią się.

Serca takie, potrafią przetrwać najcięższe burze, idąc śmiało w walkę życia, wpatrzone w Moje Serce. Składają Mnie w ofierze wszystkie swoje bóle i cierpienia, oddają się Mnie jako Ojcu wszystkich rodzin. Przejdą przez życie w promieniach świetlanych Mego Serca szczęśliwi i zawsze radośni… Jako kwiat woniejący, rzucą tę woń w swoje latorośle, które widząc przykład miłości obopólny swych rodziców, staną się szczęściem i pociechą dla nich. Wtedy można powiedzieć o takiej rodzinie, że są: „Panem domu swego i książętami wszelkiej posiadłości swojej”. Kwiaty te, młodociane zasilane ożywczą wonią dobrego przykładu swoich rodziców – wydają dalszą woń, promieniują w inne serca otaczające te młode latorośle tak, jak i one.

Ile szczęścia i radości daje taka rodzina dla Mego Serca ! Z radością w nich odpoczywam i przeżywam te chwile Nazaretu, gdzie przybrany ojciec Mój i Moja Matka, jako pierwszy Kwiat Pięknej Miłości, przebywali i gdzie przez trzydzieści lat byłem ukryty obok ich serca, aby udzielać im Mojej Miłości, a w zamian napawać się zapachem wspólnego Naszego życia…

Życie Nasze było ukryte, nieznane nikomu, bez rozgłosu, bez świetnych czynów, w cichej pokorze i nierozerwalnej miłości. Żyliśmy po to, aby być przykładem dla wszystkich rodzin i wysłużyć im to, by życie Nasze stało się ich życiem, przykład Nasz – ich przykładem, szczęście Nasze – ich szczęściem…

Rodzina taka, wpatrzona w Nasze życie – to znaczy rozmodlona w Nas, staje się jakby pieśnią nieskończoną, która upaja Nas. Żyjemy w niej, odbijając Nasze życie Nazaretańskie – przeżywamy te chwile błogie, spędzone na ziemi… Jako Bóg, nie potrzebowałem tego szczęścia, a jednak pragnąłem, jakby uszczęśliwić Sam Siebie – chociaż byłem Szczęściem i żyć w dalszym ciągu przez nich – uszczęśliwiając drugich.

Życie Nasze w Nazarecie było miłością. Tam była jedna myśl, jedno serce… Życie dwojga ludzi złączonych, ukrytych w Sercu Naszym, jak w Nazarecie, staje się również jedną miłością.

W Nazarecie było – kochać i uwielbiać Ojca Mego… W takich duszach złączonych ze Mną i z całą Moją Rodziną – jest jedna miłość i jedno uwielbienie Ojca Mego Przedwiecznego.

21 marca 1943

W Nazarecie przez pokorę i miłość i zjednoczenie serc – była wielka zgodność myśli, uczuć i poglądów. Nigdy nie było tam żadnej kłótni, bo jedno zgadywało myśli drugiego tak, że wyprzedzali się wzajemnie w swojej miłości. Był niedostatek, cierpienie, praca ciężka… były dni smutne i szare, jak u każdego zwykłego człowieka… ale nikt nie czuł ciężaru szarzyzny dnia, bo wspólna myśl, wspólna radość, wzajemne zrozumienie się – osładzało wszystko i wydawało jakby woń z tego kwiatu.

Podstawą tego życia i tej wspólnoty, była ciągła, gorąca modlitwa do Boga Ojca. Pracy oddawano się tylko tyle, ile było potrzeba. Nie było gorączkowania się, nie było zabiegów zbytecznych o byt, o niepewne jutro, bo wszystko oddano pod opiekę Ojca Przedwiecznego. Praca była tylko środkiem. Treścią życia Nazaretańskiego – była modlitwa i ciągłe zjednoczenie się z Ojcem Przedwiecznym i zatopienie się w ścisłej kontemplacji, o której nikt nie wiedział, a świat się nie domyślał, że tam jest ukryte niebo na ziemi.

Ja, jako Bóg, byłem stale zjednoczony w Trójcy św. i było to jeden oddech Nasz. Żyliśmy w wspólnej Miłości i zatapianiu się w Sobie, przelewając miłość w miłość. Mówiąc po ludzku: nie potrzebowałem się modlić. A jednak – dla przykładu i dla wyproszenia u Ojca Przedwiecznego wszystkich łask dla całego świata – dusza Moja była ciągłym wołaniem do Ojca, by ten świat nie zaginął i otrzymał to wszystko, czego mu potrzeba do uświęcenia tu na ziemi, aby był kiedyś zjednoczony z Nami w Całej Trójcy Świętej.

Matka Moja, jako Niepokalanie Poczęta, bez grzechu, łaski pełna była tak zjednoczona z Nami, że była odbiciem całej Trójcy Świętej – była drugim Bogiem. Wcielając się w Nią – Ona Mnie dała życie, abym żył jako człowiek i istniał na ziemi, a Ja dałem Jej Bóstwo Swoje. Złączeni byliśmy razem, jak jedna Hostia. Maryja, to była jako Ja, a Ja, byłem jako Maryja… Maryja, będąc w takim przebóstwieniu, nie potrzebowała się modlić – a jednak nie otrzymała żadnej łaski bez tego, żeby o nią nie prosiła.

Św. Józef był również mężem doskonałym, mężem sprawiedliwym, to znaczy, że posiadał w bardzo wysokim stopniu wszystkie cnoty i doskonałości i był w oczach Trójcy Świętej gwiazdą wszystkich cnót. Jego dusza tak była piękna, że zasłużyła sobie na to, aby stał się opiekunem Moim na ziemi i dostał miano ojca Mego, oblubieńca Mojej Matki. Maryja i Józef, żyjąc w ciągłym zjednoczeniu ze Mną doskonalili się nieustannie, więc: modlitwa, prośba, była dla nich prawie zbyteczna – była ona w nich nieustannie…

Bo modlitwa jest taką potrzebą dla człowieka, jak oddech dla jego życia. Modlitwa jest oddechem życia duszy. Z chwilą, gdy nie modli się – przestaje żyć.

Bez modlitwy, mógłbym stworzeniu wszystko dać tak samo, lecz zwykle daje tylko tym, którzy proszą, bo chcę, aby stworzenie przez prośbę miało łączność ze Mną.

Modlitwa – jest to rozmowa dziecka z Ojcem. Modlitwa jest nie tylko potrzebą stworzenia, potrzebą mówienia Stwórcy z prośbą o łaski, ale jakby potrzebą Boga – mówienia do stworzeń. Bóg tego nie potrzebuje, ale chce mówić z nami, chce mieć łączność ze stworzeniem przez rozmowę.

Ponieważ modlitwa nie jest niczym innym, jak wzniesieniem duszy do Boga, a Bóg jest Duchem – więc dusza i Bóg, jako duchy – czują potrzebę ciągłego zjednoczenia się Stwórcy ze stworzeniem. Przez modlitwę najwięcej rozpala się miłość.

Jeżeli się kogoś kocha, pragnie się przebywać z ukochaną istotą i rozmawiać z nią. Gdy nie ma osoby, którą się kocha, wtedy człowiek czuje się nieszczęśliwy… Tak samo Bóg kochając stworzenie Swoje, jest jakby nieszczęśliwy, gdy nie rozmawia z nim. Stworzenie, jeśli nie rozmawia z Bogiem, staje się również nieszczęśliwe. I w życiu takich osób, które się nie modlą – choćby posiadały całe szczęście ziemskie, całą wiedzę i wszystkie rozumy i byli geniuszami, chociaż sami tego nie odczuwają – są jednak nieszczęśliwymi.

Częste są narzekania, że mimo wszystkiego, coś im brakuje… A nie wiedzą o tym, że dusza jest duchem i Bóg jest Duchem, że nie jest stworzona dla rzeczy czysto ziemskich, tylko stworzeniem dla Nieba i mimo całej pozornej szczęśliwości, czuje się nie na swoim miejscu. Dusza taka, niech choćby tylko przez krótkie westchnienie, choćby raz tylko dziennie, wejdzie w łączność z Początkiem Bytu swego, tzn. ze Stwórcą. Niech zapragnie z Nim rozmowy… resztę dokonuje łaska. I dusza taka, pragnąc Jego, przez krótkie jedno westchnienie, może dojść do najściślejszego zjednoczenia ze swoim Stwórcą.

Dusza, która się modli, jest zawsze spokojna, bo oparta na ramieniu wielkiej Potęgi, to jest Boga, Ojca swego. Nie lęka się niczego, bo całą ufność pokłada w Nim. Nie da się załamać w cierpieniu, nie wyjdzie z równowagi bo wie, komu zawierzyła. Jedna rozmowa z Ojcem, wystarczy, aby uspokojona była wśród najstraszniejszych…

Dusza taka może cierpieć, pracować, oddawać się uczynkom, które może nieraz bardzo rozpraszają… Jeżeli potrafi choćby przez krótkie westchnienie ulecieć do swego Pana – cierpienie jej i praca, stają się dla niej drugą modlitwą i mimo ciągłej pracy, jej modlitwa trwa nieustannie. Chodzi o to nastawienie, o ten wzrok, o to wpatrzenie się w ten Pierwowzór, na którym oparta, idzie spokojna i szczęśliwa. Czyn i praca, stają się wtedy wartościowe i zasługują na Niebo.

Zwykle dusze, które się modlą, dokonują największych cudów. Nie przez rozgłos, lecz przez ciche zjednoczenie z Bogiem. Są odbiciem cichego życia w Nazarecie, gdzie nie było nadzwyczajnych czynów, ani cudów, a jednak tam już zaczęło się Odkupienie całego świata…

24 marca 1943

Modlitwa – to jest największa potęga. Bo każdy kto się modli, ściąga na siebie wszelkie błogosławieństwo – nie tylko dla siebie, ale i dla drugich.

Rodzina bez modlitwy, jest jak zwiędły kwiat: ma wygląd, jest kwiatem, ale nie żywym. Ojciec i matka, jeżeli się nie modlą, nie mogą nigdy dobrze wychować dzieci. Jeżeli nie wszczepią od zarania tej najdrogocenniejszej łaski danej od Boga każdemu, to jest daru modlitwy – będą to rośliny bez wody ożywczej, bez życia…

Rodzice mogą dać najwyższe wykształcenie dzieciom, lecz, jeżeli nie nauczą ich modlić się – gdyż modlitwa jest podstawą całego ich życia – wtedy chybiają celu i zwykle takie dzieci nie mają podstaw życia modlitwy – idą na manowce. Bo świat porywa ich w swoich ułudach, prędko zaciera w nich wszystko dobro, gdyż w młodości skłonność do złego jest zwykle powiększona. Zamiast wychować dziecko, by przyniosło chwałę Bogu i społeczeństwu – pozostawiają po sobie karły duchowe.

Rodzice, jeżeli chcecie być szczęśliwi i szczęście wasze widzieć w szczęściu waszego potomstwa, wlewajcie w serca młodocianych dusz tę wodę ożywczą, tę rosę daną z nieba, to jest – nauczajcie dzieci najpierw modlić się !

Sami módlcie się i dajcie dobry przykład. Bo dziecko ma to w sobie, że musi się na kimś wzorować. Gdy widzi dobry przykład, idzie za nim, tak samo jak za złym przykładem z większą jeszcze łatwością.

Dar modlitwy – to Arka, to schronienie przed zalewem fal i burz. Taki, jeden dom modlitwy, może ochronić tysiące domów od wszelkiego złego i wzbudzić w rodzinach nowe życie i szczęście rodzinne. Dusze, które się modlą, nawet o tym nie wiedzą, ile wnoszą promieni w inne dusze. Promieniując, są apostołami cichymi i tym rozszerzają chwałę całej Trójcy Świętej.

Modlitwa, nie zawsze musi odbywać się w pozycji klęczącej. Mógłby kto powiedzieć, że ojciec mając obowiązki rodzinne, matka również zajęcia domowe – nie mają czasu na modlitwę… Wystarcza zwrot przez akty strzeliste do Boga i ciągła pamięć na obecność Boga. Gdy ktoś do tego stanu modlitewnego przywyknie, nie będzie mu to przeszkodą w pracy, choćby najwięcej czynnej i absorbującej. Przeciwnie, przez ciche wznoszenie się do Boga, taka praca uświęcona przez akt miłości ku Bogu – stanie się drugą modlitwą i przyniesie wiele błogosławieństw dla tej rodziny, jak i innych i całemu światu.

Rodzina zjednoczona z Bogiem – to wielkie kapłaństwo na ziemi. Bo kapłanem można być wszędzie – nie tylko poświęcając się temu specjalnie, ale można być kapłanem w życiu społecznym. Kapłan nie jest niczym innym, jak roznosicielem miłości Boga w świecie. Rodzina kochająca Boga, kochająca się wspólnie – to drugi kapłan, roznosiciel miłości w całym świecie…

Słowo „Nazaret” oznacza „kwiat”. Aby w rodzinie było prawdziwe szczęście, by ten kwiat – jak wyżej powiedziałem – roztoczył swą woń, wydał to ze siebie, do czego jest zobowiązany. Rodzina powinna żyć duchem modlitwy i stwarzać takie przybytki modlitewne nie tylko w swojej rodzinie. Często modlitwa stwarza w rodzinie – świętych. Działanie tej modlitwy, przechodzi z pokolenia w pokolenie. Często świętość jednego członka rodziny, wywołana jest modlitwą kogoś z rodziny – ojców naszych.

Nie tylko rodziny związane z sobą Sakramentem Małżeństwa, mogą działać w ten sposób przez modlitwę, ale również osoba samotna, kochająca Boga i żyjąca – spowita w śnieżną biel swej dziewiczości. Choć nieznana światu, przez modlitwę i ciche swe ofiary, cierpienia i ciągłe zwracanie swego serca ku wielkiej Świętości – staje się również kapłanem swego otoczenia. Bez rozgłośnych czynów, rzuca światło w inne dusze i jest duszpasterzem zdobywającym tysiące owieczek Ojcu Przedwiecznemu. Już tu na ziemi Go chwalą i chwalić będą Go przez całą wieczność.

Ktoś może myśli, że modlitwa to strata czasu, lecz nie wie o tym, że to jest mennica, w której się wybija monetę, za którą się kupuje niebo, opróżnia czyściec i zamyka się piekło.

Kto się modli, kocha – ten jest potężny, choćby był żebrakiem lub najniższym sługą w pojęciu swego otoczenia. Jak tu na ziemi można przekupić kogoś pieniędzmi, tak w Niebie, przekupić można Boga, modlitwą.

Dusza, która modli się, ubezwładnia całą Trójcę Przenajświętszą: Ojca Przedwiecznego w gniewie Jego, Syna w sądzeniu, a Ducha Świętego w karaniu. Dusza, która się modli, ma moc nad całym piekłem. Szatan, gdy widzi duszę modlącą się, już jest pokonany i nie ma do niej przystępu, ani do tych, za których ta dusza się modli. Wie, że prędzej czy później, musi uciekać z pola bitwy, bo modlitwa zwycięży go…

Niech nikt nie mówi: Nie jestem godny modlić się. Bóg mnie nie wysłucha, bo jestem niegodny… Ludzie nigdy nie są godni i nie będą godni mówić do Boga, ale jest godny, aby mówić do Niego, zwracać się do Niego – z prośbami.

Aby modlitwa miła była Bogu, potrzeba tylko uniżenia się. To jest jak ten kwiat – jak wyżej powiedziałem – trzymać zawsze korzenie w ziemi. To jest uniżyć się, a serce wznosić jak kielich kwiatu z miłością do Przedwiecznej Miłości. A taka modlitwa jest dobra i będzie wysłuchana.

Dusze rodzinne, wy kwiaty z Nazaretu ! Poświęcajcie wasze serca, oddawajcie siebie i wszystkich swoich ukochanych Ojcu Przedwiecznemu, jako temu Ojcu rodziny. Łączcie się ciągle z Nim w każdej waszej myśli, w każdym waszym czynie. Serca wasze tak zjednoczone i uświęcone modlitwą, staną się twierdzą niezdobytą, że nic ich nie załamie.

Przejdziecie przez życie wy i wasze pokolenia w jednym akcie miłości w życiu i na wieczność całą.

31 marca 1943

Dom taki, staje się Nazaretem – jak wyżej wspomniane. Serce Moje odpoczywa z rozkoszą w tych domach, bo Matka i opiekun Mój, św. Józef, są „Panami” tych domów. Błogosławieństwo Ojca Przedwiecznego, przechodzi z pokolenia w pokolenie i łączność nieba z ziemią przez miłość staje się rozkoszą całej Trójcy Świętej. Jeden śpiew miłości, który tu się zaczął, trwać będzie po wszystkie wieki wieków…

Dusze te, błogosławię w Imię Ojca Mego, Siebie, Ducha Świętego. Niepokalana Matka i Jej oblubieniec św. Józef, niech pozostaną strażnikami ogniska domowego, a raj miłości niech pozostanie z nimi.

Środa, 31 marca 1943

Odpisu dokonano 20 VI 1967

za zgodność H.T. Poznań

———————————————-

Komentarz: Treść przepisana ze starego maszynopisu. W nawiasach kwadratowych są przypisy z Biblii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

WIDZENIA - Siostra Medarda (Zofia Wyskiel)

WIDZENIA SIOSTRY MEDARDY Siostra Medarda (Zofia Wyskiel) 1893-1973 Rozmowy z Jezusem Chrystusem, Duchem Świętym i Maryją Matką Najświętszą (...